Chłodne powietrze wdzierało się do wnętrza domu Van
Ecka przez nieszczelne okna, ale nikt się tym na razie nie przejmował.
Siedzieli na kanapie przy kominku. Ogień trzaskał wesoło, idealnie komponując
się z miękkim barytonem jednego z chłopaków. Słowa, choć niezbyt romantyczne,
płynęły przez pokój, tworząc przyjemną atmosferę. Pewnie to przez zmęczenie,
pomyślał Wylan, kładąc policzek na ramieniu Jespera. Jesper umilkł i spojrzał
na niego. Na szczęście Wylan miał przymknięte oczy, więc nie dostrzegł rozczulenia
malującego się na twarzy przyjaciela.
– Możemy skończyć na dzisiaj – zaproponował,
odgarniając z twarzy kupczyka zbłąkane loczki. – Wyglądasz na zmęczonego.
Wylan mruknął cicho, a na jego twarzy pojawił
się subtelny uśmiech.
– Nie, czytaj dalej.
Jesper przewrócił oczami. Słowa znowu
wypełniły powietrze pomiędzy nimi.
Dokumenty, kontrakty, listy, oficjalne prośby o sfinansowanie czegoś lub
współpracę. Papiery będące jego dziedzictwem, dziedzictwem Van Ecka. Imperium
ojca rozrastało się w jego rękach. To była zemsta i nagroda. To było
błogosławieństwo i kara. Wylan musiał to udźwignąć. Musiał znieść ciężar słów,
który spadł na jego barki. Słów, które przed jego oczami zmieniały się w rzekę
czarnych znaczków. Tylko w czyichś ustach nabierały kształtów. Tylko wtedy
zaczynały mieć sens.
– Gdyby nie ty, dawno by mnie przygniotły –
mruknął senne, muskając nosem szyję Jespera. Chłopak drgnął.
– Na Ghezena, musisz być naprawdę zmęczony –
jęknął. Wylan roześmiał się cicho.
– Czytaj dalej.
– Powinieneś się położyć.
– Spokojnie, wszystko zapamiętam.
– Nie wątpię.
Zawsze zapamiętywał. To nie był problem, gdy
Jesper mu czytał. Ogień płonął, głos przedzierał się przez jego umysł,
docierając do różnych zmysłów. Koił, usypiał, a jednocześnie pobudzał. Mógłby go
słuchać w nieskończoność, nie ważne o czym mówił. Było to całkiem praktyczne,
bo jeśli Jesper nie czytał, to w większość przypadków gadał głupoty. Lub
flirtował. Z każdym.
Wylan dmuchnął gniewnie w czuły skrawek skóry,
który znajdował się tuż pod szczęką Jespera. Lubił to miejsce, bo zawsze było w
jego zasięgu, gdy tak siedzieli. Jesper umilkł. W pomieszczeniu znów zabrakło
słów. Wiatr hulał na zewnątrz, świszcząc cicho. Drewno w kominku nieco się
osunęło, a iskry poleciały na różne strony. Senność odeszła pod wpływem
zazdrosnych myśli. Musnął wargami zakrzywienie jego szczęki. Podobało mu się to
jak ciemna skóra skrzy się w blasku ognia.
Jesper odchrząknął. Palce zacisnął na
trzymanych papierach.
– Wylanie, tymi papierami możemy zająć się
jutro – zaproponował. Długie siedzenie w miejscu dawało mu się we znaki. Co
prawda, gdy tak siedział przy Wylanie i mu czytał, tracił poczucie czasu, ale
gdy przyjaciel wyskakiwał nagle z czymś takim, ciężko było nad sobą zapanować.
Wylan pokręcił głową.
– Nie, Jes, czytaj dalej.
To nie była prośba, a rozkaz. Choć zdrobnienie
jego imienia wypowiedziane zostało ze znajomą słodyczą, w całej tej wypowiedzi
wybrzmiewało coś groźnego. Jesper stwierdził, że taki grzeczny kupczyk jak
Wylan Van Eck nie powinien spędzać czasu z szumowiną pokroju Kaza Brekkera.
Chociaż nie mógł zaprzeczyć przed samym sobą,
że to mu się w pewien sposób podobało.
Palce Wylana wsunęły się pod koszulę Jespera.
Sunęły po skórze nad jego paskiem. Usta nadal błądziły po szyi i szczęce.
Obsypywał wrażliwą skórę drobnymi, subtelnymi pocałunkami. Słowa stały się
drżące, ale nadal pewne. Jesper nie chciał przegrać, choć wiedział, że tym
razem będzie zmuszony przeczytać wszystko jeszcze raz następnego dnia. Nie ma
szans, żeby Wylan to zapamiętał. Nie kiedy był w takim stanie. Kupiecki bełkot
całkowicie tracił sens, gdy tylko opuszczał jego gardło. Na ten moment treść
dokumentu przestała mieć jakiekolwiek znaczenie.
– Co tym razem zrobiłem nie tak? – spytał,
rezygnując z dalszego czytania. To nie miało sensu. Nie w tej sytuacji. Wylan
nie odpowiedział. Zassał się na swoim ulubionym miejscu na szyi przyjaciela,
pozostawiają zaczerwieniony ślad. Jego dłonie już znacznie odważniej badały
brzuch Jespera, któremu coraz trudniej się oddychało. Naprawdę nie znosił
takich chwil – chwil, kiedy Wylan karał go w ten sposób, a on czuł się winny,
choć nawet nie wiedział za co to wszystko. Bał się poruszyć. Bał się
odwdzięczyć Wylanowi, choć aż go nosiło. Siedziało w nim zdecydowanie za dużo
energii, której nie dało się spożytkować, spędzając parę godzin na kanapie.
Chociaż właściwie wiedział, o co Wylan mógł
być zły. Chodziło o tego krupiera, był tego pewien. Tylko jak wyjaśnić, że
wykonywał robotę dla Kaza? Nie da rady.
Fala ciepła zalewała go za każdym razem, gdy
palce, usta Wylana stykały się z jego skórą.
– Jes – szepnął Wylan. Jedno słowo, a
sprawiło, że wszelkie blokady, które siedziały jeszcze w Jesperze, po prostu
pękły.
– Jasna cholera – mruknął, po czym odwrócił
się, chwycił w dłonie twarz Wylana i wbił się w jego rozkosznie rozchylone
wargi. Wylan odwzajemnił pocałunek, jednak gdy poczuł język Jespera pomiędzy
zębami, zacisnął je delikatnie. Chwycił przyjaciela mocno za nadgarstki, gdy
ten cofnął się zdezorientowany.
– Ugryzłeś mnie – jęknął Jesper. Naprawdę w
tej chwili nie rozumiał Wylana. Chłopak wysyłał mu sprzeczne sygnały.
– Nie pozwoliłem ci się pocałować – powiedział
spokojnie, patrząc mu głęboko w oczy. Uniósł się na kolanach, przez co odrobinę
górował nad siedzącym Jesperem. Przerzucił prawą nogę przez uda strzelca.
Wbijał się paznokciami w jego nadgarstki, ale Jesper nie protestował,
zafascynowany tym, co się właśnie dzieje. Wylan pokierował jego dłonie na swoje
biodra.
– Siedź spokojnie – poinstruował go. Patrzył
mu przy tym cały czas w oczy. Jesper uwielbiał to jego spojrzenie. Niebieskie
tęczówki i rudawe loczki nadawały mu wygląd niewiniątka, ale już nie raz się
przekonał, że to tylko pozory. W tych oczach nieraz błyszczała rządza mordu,
ekscytacja, gdy kolejna skonstruowana przez niego bomba zadziałała i pożądanie.
Wzrok Wylana zsunął się na idealnie wykrojone
usta Jespera. Już od pierwszego spotkania rzuciły mu się w oczy. Od tamtej pory
zawsze w głębi duszy marzył, aby móc je całować. Nachylił się przygryzł
znacząco dolną wargę przyjaciela. Jesper zacisnął mocniej dłonie na szczupłych
biodrach. Wylan go prowokował, a jednocześnie kazał żeby nie wychodził z żadną
inicjatywą. To była istna tortura czekać, aż kupczyk przejdzie do rzeczy.
Wylan się z nim drażnił. Skubał jego usta
delikatnie, aby po chwili przygryźć je mocniej. Całował go czule, by potem
zmusić go do ognistego pocałunku, który jednak szybko przerywał z szatańskim
uśmiechem.
– Wylan, ty mała cholero – sapnął Jesper.
Przyciągnął ciało Wylana bliżej. Przesunął dłonią po jego kręgosłupie. Wiedział
jak to działa na chłopaka. Wylan wzdrygnął się. Jesper zaczynał tracić
cierpliwość. Obaj uśmiechnęli się delikatnie bardziej do siebie niż partnera.
Impuls porozumienia.
Ich usta zderzyły się ze sobą desperacko.
Wylan pociągnął Jespera za włosy, wsuwając język pomiędzy jego wargi. Jesper
musiał przyznać, że lubił takiego Wylana. Grzeczny kotek, kupiecki synalek
pokazywał pazurki.
Ich pocałunki zawsze w pewien sposób przypominały
walkę. Walkę o uwagę, walkę o odrobinę czułości, walkę o dominację. Tyle że w
tych bitwach nie było wygranych. Były tylko ofiary i byli nimi oni sami.
Ulegali sobie nawzajem, dawali się pojmać, zniewolić. Zabijali w sobie
czujność, ranili ostrożność. Pragnęli. Ciężko było to zobaczyć w samym sobie,
ale podsycanie cudzego płomienia szło im nadzwyczaj łatwo. Zwłaszcza jeśli tym
płomieniem był któryś z nich.
Nigdy nie potrzebowali słów, aby wyrazić, co
do siebie czują. Nie musieli mówić ani pisać tego wprost. Wystarczyło, że byli
dla siebie. Ich docinki wyznawały miłość, krzyki mówiły: „zależy mi na tobie,
nie wychodź”.
Wylan syknął cicho, gdy zręczne palce Jespera
rozpięły skórzany pasek u jego spodni. Odsunął się od zdezorientowanego
przyjaciela. Obaj oddychali z trudem, byli zarumienieni i rozpaleni. Bliska
obecność kominka nie ułatwiała sprawy.
– Widziałeś ten nowy obraz w mojej sypialni? –
szepnął kupczyk, przygryzając znacząco wargę. Jesper roześmiał się cicho, co
zabrzmiało tym razem nieco piskliwie. Naprawdę już ledwo wytrzymywał.
– Jeszcze nie, ale nie wiem czy warto. Kaz
pewnie szybko go zwinie.
Wylan objął Jespera za szyję i przyciągnął do
szybkiego pocałunku.
– Oby nie zrobił tego tej nocy – wychrypiał,
patrząc przyjacielowi w oczy. Oczarowany Jesper tylko kiwnął głową.
Słowa zostały porozrzucane na kanapie i drogim
dywanie. Czarne literki, symbole i cyfry lśniły w świetle ogniska, a wiatr
hulał za oknem, zagłuszając dźwięki nocy. Nikt aż do rana nie będzie przejmował
się porzuconymi dokumentami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz