Czasem
mam ochotę krzyknąć: „zauważ mnie”, ale wtedy zdaję sobie sprawę, że to bez
sensu. Bo to nie jest tak, że ty mnie nie widzisz. Ty po prostu nie chcesz mnie
widzieć. Krzyk więc, choćby najgłośniejszy, nie sprawiłby, że nagle zwróciłabyś
na mnie całą swoją uwagę. Nie sprawiłby, że postanowiłabyś coś ze mną zrobić.
Nawet
nie zdajesz sobie sprawy, jakie to męczące. Siedzę w koncie, tak blisko ciebie.
Prawie stykamy się ramionami. Ty jednak jesteś ślepa na mnie i na to, że powoli
wyżeram ci zapasy całej energii. Starasz się ignorować swoje napady złości i
gniewu, którymi tylko przykrywasz rozpacz i samotność. Robisz to, bo uważasz,
że to przejściowe. Ja jednak już od miesięcy siedzę w tym pokoju, podążam za
tobą krok w krok.
Czujesz mój
oddech na karku, moje dłonie wokół swojej talii. Nie zdajesz sobie sprawy jak
bardzo tego potrzebuję. Chcę żebyś mnie przytuliła, mocno, mocniutko. To by mi
pomogło. Tobie może też. Wiem, że od jakiegoś czasu nie tylko odczuwasz moją
obecność. Ty powoli zdajesz sobie sprawę, że tu jestem, ale…
…ale
nie chcesz mnie.
Tak
bardzo mnie nie chcesz, że nawet jeśli myśl o mnie przejdzie ci przez głowę,
szybko ją wyrzucisz, zwalając winę na stres, przeziębienie czy chroniczne
zmęczenie, któremu przecież też jestem winna. Przepraszam.
Wiem,
że wszystko ci utrudniam. Wiem. Zawsze wiedziałam. Ale nie mogę się
powstrzymać. Dotrzymuję ci towarzystwa, bo mnie przyciągasz. Całą sobą. Twoje
nocne chrapanie, rzadki, wymuszony śmiech, krzyk odbijający się od nagich ścian
– to wszystko sprawia, że czuję się nieco lepiej. Jesteś tu, a ja, choć nie
pomagam, też istnieję. W tym istnieniu jest coś pięknego.
Mimo
wszystko chciałabym zniknąć.
Nie
tak jak ty. Ty pragniesz po prostu wtopić się w ścianę, ziemię, rozpłynąć się w
powietrzu, bo to wydaje ci się jedyną słuszną przyszłością. Ja chcę zniknąć, bo
to jedyny sposób, żebyś ty wróciła do normy.
Wiem,
co muszę zrobić, aby to rozpocząć. Wiem, co wypadałoby zrobić. Boję się jednak.
Moje „chcę” nie współgra z tym, czego pragnę i potrzebuję. W skrytości ducha
chciałabym z tobą zostać. Chciałabym słuchać jak fałszujesz pod prysznicem, aby
potem się rozpłakać. Chciałabym obserwować jak siedzisz po nocach, a twoje piękne
oczy lśnią w blasku lampki. Chciałabym czuć twoją bezsilność, gdy będę gładzić
cię po głowie pocieszająco.
To
jednak nie byłoby dla ciebie dobre.
Ale
odwlekam to. Odwlekam to ile mogę.
Zdaję
sobie sprawę, że nawet jeśli zrobię, co muszę zrobić, nie znaczy to, że
pozbędziesz się mnie na dobre. Nie znaczy to, że po prostu zniknę.
(Pragnę
jednak ujrzeć twój szeroki, szczery uśmiech.)
Moje
„zauważ mnie” złączy się z twoim wołaniem o pomoc. Kiedyś. Kiedyś na pewno. Ale
nie dzisiaj. Dzisiaj wtulam się w twoje plecy, wsłuchując się w twoje ciche
bicie serca, podczas gdy ty świadoma, ale nie uświadomiona wpatrujesz się w
ścianę. „Zauważ mnie” kotłuje mi się w głowie, ale myśl, że chciałabyś się mnie
pozbyć, morduje mnie od środka. Nie. Lepiej, żebyś do mnie przywykła. Lepiej,
żebyś oswoiła się z moją obecnością. Wtedy może, ale tylko może, nie będziesz
chciała się mnie pozbyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz