czwartek, 6 kwietnia 2017

Zepsuta królowa || Charlotte La Bouff

Siedziała na barowym stołku otaczana przez zalotników – upadła królewna czekająca na swojego królewicza. Piękna baśń się skończyła, a ona nadal miała nadzieję, że „żyli długo i szczęśliwie" nie zostało jeszcze wypowiedziane.
Nie było jednak powrotu.
Mogła tylko wspominać te wszystkie stracone szanse i zostawiać ślady czerwonych ust na kieliszkach. Żałowała, że zawsze odchodziła jako pierwsza, obracając się plecami. Żałowała, że nigdy nie dawała szansy i odganiała chłodnymi słowami. Bo wciąż żyła marzeniami małego dziecka, rozpieszczonego bachora. Bo wciąż łudziła się, że nie jest postacią drugoplanową cudzej baśni o księciu i księżniczce tańczących królewskiego walca w rytm jej udręki. Bo wciąż miała tę głupią nadzieję, że do niej również miłość przyjdzie sama.
Była taka naiwna.
Zaproszenia, listy, prośby piętrzyły się wokół niej, czekając na spalenie, a ona topiła się w swojej samotności. Odsuwała ludzi, których oczy okazywały jej współczucie. Zamykała drzwi na świat, który pragnął jej pomóc. Zanurzała się cierpkim smaku zapomnienia. Dym mijających lat drapał ją w gardło. Ona zaś nadal pragnęła żyć w przeświadczeniu, że wszystko jej się należy.
Naprawdę nie chciała być taka samolubna.
- Co ty robisz? – ciepły, gorzki jak ciemna czekolada głos dotarł do jej uszu. Roześmiała się, pragnąc uciszyć nawracające omamy. Chyba tym razem przesadziła. To wszystko zdawało się takie realne.
- To co zawsze, gdy przychodzisz – szepnęła. Ledwo sama siebie usłyszała, przymykając oczy z błogim uśmiechem na ustach. Czerwona szminka rozmazała jej się po twarzy.
- Ciociu...
Jedno słowo wystarczyło, by otrzeźwiała. Wyprostowała się i karcąco spojrzała na stojącego przed nią młodego mężczyznę.
- Mówiłam ci, żebyś tak do mnie nie mówił. Nie jestem twoją ciocią i nigdy nie byłam. Jesteś za stary by tak do mnie mówić – warknęła, czując nieprzyjemny ścisk w klatce piersiowej.
Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, przysiadając obok niej na karmazynowej kanapie.
- Raczej ty jesteś za młoda – mruknął. Wyciągnął rękę i odgarnął jej blond kosmyki z twarzy. Odwróciła wzrok od jego intensywnych, ciemnych oczu. Nie chciała patrzeć na to, jak się nad nią lituje.
- Po co przyszedłeś?
- Żona mojego brata się martwi. Chyba nadal uważa cię z młodszą, głupiutką koleżankę. – W jego głosie brzmiało rozbawienie, jednak nie trudno było również wyczuć pewnego gniewu na ostatnie słowa. Kobieta parsknęła urywanym śmiechem.
- Cała Tiana – szepnęła, przygryzając delikatnie wargę. Szminka została jej na zębach. – Zawsze ma rację.
- Nie mów tak! – warknął mężczyzna, chwytając ją za nadgarstek. – Nie jesteś głupia.
- Nadeen, w moim wieku zaczniesz dostrzegać swoje wady i je akceptować. – Spojrzała w jego ufne, pełne gorąca oczy. Dłoń, którą ją trzymał, zaczęła parzyć. Uśmiechnęła się smutno. – Wierz mi. Ten czas nadejdzie. A wtedy wszystkie twoje złudzenia, pragnienia czy marzenia staną się tylko mgłą, która zasłania ci widok i nie pozwala iść do przodu.
Dotknęła jego jasnobrązowego policzka. Przejechała kciukiem po kości policzkowej. Dłoń na nadgarstku jej drugiej ręki zacisnęła się jeszcze mocniej.
- Miłość jak z bajki nie istnieje – szepnęła. – Nawet twój brat i moja przyjaciółka to wiedzą. Im jednak nieco się poszczęściło, nie sądzisz?
Mężczyzna puścił jej nadgarstek. Odsunęła dłoń od jego twarzy. Myślała, że chce już pójść, uciec z zatęchłego domu, w którym śmierdziało papierosami i alkoholem. Nie dziwiła mu się. Gdyby ich role się odwróciły, pewnie też zwiewałaby najszybciej jak to możliwe.
On jednak zrobił coś całkowicie odwrotnego. Zamiast wstać i odejść, przysunął się bliżej. Jego ciepły oddech owiał jej twarz, a ona tylko patrzyła na usta chłopca, którym niegdyś się opiekowała, wychwytując z nich każde kolejne słowo. Nie mogła nic zrobić. Nie potrafiła. Nie chciała.
A słowa zawisły pomiędzy nimi. Cudowne, wspaniałe, oczekiwane, złudne... Za każdym razem zapominane.
- Sądzę, że i mi się poszczęściło, bo na mnie zaczekałaś, panno La Bouff.
Usta przy ustach. Ciało przy ciele. Chwila ulotna. Oboje spragnieni siebie nawzajem. Potrzebowali ciepła, dotyku, czułych słów. Potrzebowali choć chwili razem, by potem znów mieć siły na wyrzuty sumienia i samotność, która powoli ich zabijała na swój własny, skryty sposób. Szybkie oddechy, czerwone ślady na szyi, dekolcie, brzuchu, długie szramy pozostawione przez paznokcie. Znowu się zapomnieli, znowu oddali się w ręce obcego boga, a namiętność zniewoliła ich zmysły, pozwalając zapomnieć choć na chwilę o wszystkim, co było im przeciwne. 
Potem zaś on siedział na łóżku, wpatrując się w szarówkę poranka kryjącą się za przybrudzoną szybą. Jedną dłonią rozczesywał złote loki rozsypane na poduszkach. Uśmiechał się smutno, wpatrując się w spokojną twarz ukochanej. Kciukiem wytarł ślady po szmince pozostałe na jej policzkach.
Obudzi się znowu sama, bez nikogo. Nocne wspomnienia pozostaną rozmazane, niewyraźne i szybko odejdą w zapomnienie. On zaś nie miał odwagi by pozostawać. Nie miał odwagi mierzyć się z siłą kobiety, którą znał od trzynastu lat, którą pokochał na trzy różne sposoby – jak nauczycielkę, jak przyjaciółkę, jak kochankę. Nie miał odwagi stawać naprzeciw różnicy wieku, która była pomiędzy nimi. Łatwiej odejść, oddalić się na odpowiednią odległość, wrócić dopiero, gdy to będzie naprawdę konieczne.
Wychodził, trzaskając drzwiami. Nigdy nie nauczył się ich zamykać cicho. Ona zawsze otwierała oczy, gdy jego kroki na schodach cichły. Łzy wypełniały jej oczy. Długie paznokcie wbijały się w boki, gdy próbowała powstrzymać szloch. Karciła się za swoje uczucia do chłopca, który nie wiedział, czego chce.
Zresztą, czy sama to wiedziała?
Była królową bez korony, bez tronu, bez króla. Była królową złamaną, porzuconą, zepsutą. Była szarą postacią przemykającą przez godziny, dni, tygodnie, przez miesiące, lata, dekady...
I nadal czekała, choć świat się zmieniał.
Książę na białym koniu nigdy się nie pojawił. Czasem tylko powracał chłopiec, nie wiedzący, czego chce. Zaś gdzieś tam cierpiała młoda kobieta, której mąż zapomniał kim jest i kim powinien być.
Czy na pewno tego chciałaś, Lottie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz