niedziela, 17 lutego 2019

Odlecę z ptakami

     Zmywała naczynia, gdy Ola wróciła do domu. Już samo to było dziwne. Nigdy nie zabierała się za to sama z siebie. Najdziwniejsze jednak było to, że nie robiła przy tym tyle hałasu, co zazwyczaj. Muzyka nie grała, ona nie tańczyła, ani nie śpiewała. Ola podeszła bliżej do swojej dziewczyny i objęła ją w pasie.
     - Hej - mruknęła, zanurzając nos w jej włosach. Jeszcze pachniały świeżo nałożoną poprzedniego dnia farbą. - Jak się czujesz?
    Emilia wzruszyła ramionami. Kolejny zły znak. W głowie Oli zapaliła się druga ostrzegawcza lampka.
     - Ej, słońce... - łagodnie obróciła ją do siebie. Emilia odwróciła głowę, unikając spojrzenia Oli. Dziewczyna zmarszczyła brwi zaniepokojona. Musnęła palcami jej podbródek.
      - Co się dzieje? - spytała cicho.
     - Nic takiego. - Emilia pokręciła głową. Kosmyki włosów wypadły jej z koka i opadły na twarz. Ola wiedziała, że to oznacza, że dziać się mogło wszystko i to wszystko, co najgorsze. Wspięła się na palce i pocałowała Emilię w czoło. 
     - Kocham cię, pamiętaj o tym - szepnęła. Emilia mruknęła potakująco, kładąc Oli głowę na ramieniu. Chowała się w ten sposób. Ola głaskała ją po włosach. Zaczęła mruczeć jakąś niedawno usłyszaną melodię, kołysząc się w jej rytm. Wiedziała, że fałszuje i że jest w tym wszystkim bardzo nieporadna, ale Emilii to zawsze poprawiało humor i w jakiś sposób pomagało jej poradzić sobie z Przyjaciółmi, jak to zwykle nazywała. 
     Kiwały się tak przez dłuższą chwilę. Woda w kranie nadal leciała i rozbijała się o niezmyte naczynia. Koszula na ramieniu Oli powoli wilgotniała. A ona głaskała swoją ukochaną po głowie, mając nadzieję, że w ten sposób utrzyma ją przy sobie. Wiedziała jednak, że życie jest ulotne. Zwłaszcza życie Emilii. I wiedziała, że w tej chwili obie są tego bardziej niż świadome.
     - Niedługo odlecę - szepnęła Emilia. Od jakiegoś czasu cały czas to powtarzała. Przeważnie w żartach, ale na dźwięk tych słów, coś w Oli się kurczyło. Tego dnia jednak powiedziała to przez łzy w pełni poważnie. Zaplanowała już to i wiedziała, że robi błąd informując o tym Olę. Ona jednak nie mogła już nic zrobić. Nic nie poradzi. A sprawiedliwe wydawało się ją ostrzec.
     Ola się spięła. Znieruchomiała. Zagryzła wargę, wpatrując się w okno. Zbliżała się zima. Klucze ptaków odlatywały na południe. Jej dłoń nadal mechanicznie gładziła Emilię po głowie.
     - Rozumiem - szepnęła ze ściśniętym gardłem. Ta chwila prędzej czy później musiała nadejść. Emilia na samym początku obiecała jej rok. Dostała ponad dwa razy więcej. Czy mogła oczekiwać więcej i patrzeć na cierpienie osoby, którą tak kochała? Zamknęła oczy. Poniosła porażkę. Nie zdołała jej pomóc. Nie zdoła jej powstrzymać. W tej chwili sama miała ochotę rozłożyć skrzydła i odlecieć. W dal. Gdzieś. Nie ważne gdzie. Może być i nicość. 
      Tak, nicość wydawała się się najbardziej kuszącą opcją.